- Głosowanie w sprawie dyrektywy o pracownikach delegowanych było klarowne – powiedział prof. Bogusław Liberadzki w Radiu Szczecin, komentując doniesienia portalu niezalezna.pl, który pisze, że część europosłów PO i PSL, którzy poparli dyrektywę tłumaczy, że zagłosowała w ten sposób przez pomyłkę.
- Z punktu widzenia pracowników, którzy są oddelegowywani, to jest dość korzystne rozwiązanie. Dlatego, że jest zagwarantowana co najmniej płaca minimalna. Także uniknięcie tego, co było dotychczas, czyli nie fair konkurencji ze strony pracowników z Rumunii czy Bułgarii - mówi wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Dyrektywa, którą poparł eurodeputowany SLD ogranicza m.in. możliwość delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia tego czasu o sześć miesięcy na podstawie „uzasadnionej notyfikacji”, przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego. Po tym okresie pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego.
- Natomiast jest faktem, że w sposób trochę taki nietypowy przewodniczący prowadził te obrady. I pewnie państwo nie zrozumieli, że głosując w pierwszej części przesądza się, że szczegółowych poprawek już się nie rozpatruje. Było wiadomo, że jeżeli pierwsze głosowanie zagłosujemy na "Tak", to cała lista poprawek potem odpada - wyjaśnia Liberadzki.