Wizyta Emmanuela Macrona była znacząca i ważna. Po pierwsze z powodu przesłania, z jakim przyjechał. Po drugie ze względu na reakcję rządu polskiego na jego słowa i zaprezentowane w Polsce idee.
Wizyta prezydenta Francji miała znaczenie zarówno konkretne jak i symboliczne, była próbą odpowiedzi na to, co tu i teraz i na to, co przed nami. Wiedząc, jaką wagę obecne władze Polski przywiązują do polityki historycznej, Emmanuel Macrona poświęcił jej sporo uwagi.
Zauważył przede wszystkim – i nie bał się tego powiedzieć głośno – że Polska oprócz Węgier i Rosji należy do krajów, które chciałby napisać historię na nowo. Tego rodzaju „polityka historyczna” nie jest jednak „polityką europejską”, jest wyłącznie próbą narzucenia swojej wizji innym.
Tymczasem historii „trzeba spojrzeć prosto w twarz” i zobaczyć ją taką, jaką była naprawdę – wielką i podłą, wzniosłą i małą, znaczoną braterstwem i nacjonalizmami, miłością i zbrodnią. Europa nie zasługuje na banały. Na banałach nie zbudujemy przyszłości Europy – a to jest nasze podstawowe zadanie: budować przyszłość.
Emmanuel Macron, bodaj jako pierwszy tak znaczący polityk Unii Europejskiej, dokonał rewizji tego, co stało się na naszym kontynencie 1 maja 2004 roku. Jego myśl można streścić następująco:
– To nie było poszerzenie „starej Unii” o nowe państwa, to było zjednoczenie Europy po upadku muru berlińskiego. Państwa starej Unii, mówił Macron, nie rozumiały wtedy tego dostatecznie głęboko. I chyba dotąd nie wszystkie to rozumieją. Będziemy Europą zjednoczoną, jeżeli uznamy, że wszystkie kraje są w sercu Europy. Europa to nie tylko jedność geograficzna. Jest bowiem również Europa polityczna.
Nie ma dwóch różnych Europ, nie ma dwóch różnych organizmów – jest jedna Europa. Dzielenie jej może być upokarzające dla krajów, które traktowane są jak tereny zdobyte na skutek „rozszerzenia”.
Uważam to podejście prezydenta Macrona do zasadniczej kwestii jedności europejskiej za znaczący krok ku przyszłości. Ma to jednak swoje konsekwencja także dla nas. Powinniśmy do końca, do cna pojąć, że Europa, to nie tylko te same sieci handlowe w Koszalinie i w Lille, w Lizbonie i Krakowie, i nie tylko McDonald w Lublinie i Hamburgu… To nawet nie brak granic – to również, a wręcz przede wszystkim, wspólna polityka: wspólne cele i sposoby ich osiągania. Unia Europejska, to wielka idea i wielka odpowiedzialność. To nie tylko dobrobyt materialny, to także bogactwo moralne: wspólne wartości, zasady, wolności. To jest fundament Europy, a nie jej margines! Do takiego projektu przystępowała Polska w 2004 roku.
Jest o czym pomyśleć… Tymczasem rząd PiS sprawia wrażenie, że nie chcąc tracić karty członkowskiej sieci europejskich marketów – mimo zaklęć, że tego nie robi – coraz wyraźniej odrzuca europejskie wartości i wspólną europejską politykę.
Z tego punktu widzenia na przykład reforma wymiaru sprawiedliwości tak bardzo niepokoi pozostałych członków Unii. Obrona europejskich podstaw wspólnie zapisanych w traktatach i porozumieniach, jest bowiem ich obowiązkiem, a nie chęcią ingerencji w naszą „suwerenność”.
Przestańmy wreszcie traktować Unię, jako coś obcego, wrogiego nawet. Skończymy z narracją o „donoszeniu na Polskę” do Brukseli. I nie wyrzekajmy już na unijną biurokrację, na mnogość unijnych instytucji. Sami je bowiem tworzymy! Należymy do nich, mamy na nie wpływ.
To jest urok UE, wyjście naprzeciw różnym aspiracjom, stworzenie różnych pół do dialogu, sporu, a na końcu płaszczyzny porozumienia i podejmowania wspólnych decyzji.
W Radzie Europejskiej mamy premiera swojego rządu, w KE mamy swojego komisarza – kiedyś z PO, teraz z PiS – w PE mamy 52 posłów. To jest nasza wspólnota!
Reasumując – uważam, że prezydent Francji przyjechał do Polski z wyciągniętą ręką i z propozycją powrotu do głównego nurtu europejskiej polityki. Zaproponował ożywienie Trójkąta Weimarskiego i wspólne budowanie europejskiej obronności – nie przeciwko NATO, ale jako jego uzupełnienie. Mamy możliwości i potencjał. Macron zaprosił Polski przemysł zbrojeniowy do wspólnej z Francuzami i Niemcami budowy czołgu nowej generacji. Europa musi być silna, a to oznacza również zdolność obronną.
Wszystko co Macron mówił w Warszawie i w Krakowie, wymaga jednak także od nas głębokiej refleksji nad sensem Unii Europejskiej. W znacznej mierze nasz los (to wielkie słowa, wiem) od tego zależy. Nie dajmy sobie mydlić oczu kłamstwami o nowej zależności – kiedyś od Moskwy teraz od Brukseli. Mówimy o wspólnocie – silnej, zwartej, zbudowanej na wspólnych wartościach demokratycznych, połączonej wspólnotą celów i korzyściami, jakie ona stwarza. Nie jest to żadne federacja, czy konfederacja, jak się u nas mówi, tylko zupełnie nowa jakość – wspólnota, community. Tylko taka Unia może być partnerem dla świata…
Najwyraźniej jednak Polska pod rządami PiS, ma inne cele na uwadze, co innego w głowie. Prezydent Duda – niejako w odpowiedzi na te idee i propozycje powrotu do głównego nurtu europejskiej polityki, zareagował natychmiast. Jeszcze tego samego dnia, kiedy Emmanuel Macron wyruszył w podróż powrotną do Francji. Podpisał tzw. „ustawę kagańcową”, czyniąc swój gest w tych okolicznościach symbolicznym.
W odpowiedzi na propozycję budowy wspólnej, demokratycznej Europy, podpisał ustawę zrywającą z żelazną zasadą demokratycznego państwa prawa – z trójpodziałem władzy.
Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD