To oczywiste, że propozycja Charlesa Michela jest dla Parlamentu Europejskiego nieakceptowalna - powiedział David Sassoli…
David Sassoli jest przewodniczącym PE i wywodzi się z grupy parlamentarnej Socjalistów i Demokratów. A więc tej, do której należy SLD. Sassoli już na początku ostatniego szczytu UE poświęconego budżetowi Unii na lata 2021-2027, postawił sprawę jasno: budżet zaproponowany przez szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela nie uzyska poparcia PE. Zwłaszcza niedopuszczalne są proponowane cięcia w rolnictwie i polityce spójności.
Przypominam – europejska lewica, a więc także SLD, chce większych nakładów na ochronę środowiska, dopłat dla rolników i na program kształcenia młodzieży - Erasmus.
Zamiast cięć (budżet będzie pomniejszony o składkę brytyjską) proponujemy uzupełnić powstałą lukę. Jesteśmy za zwiększeniem składek członkowskich i chcemy likwidacji tzw. rabatów w opłatach na rzecz Unii, których największym beneficjentem była do tej pory Wlk. Brytania. Skoro znika rabat brytyjski, jest okazja do likwidacji pozostałych. Opowiadamy się za polityką ukrócenia oszustw podatkowych, zwłaszcza zaś unikania opodatkowania z wykorzystaniem tzw. rajów podatkowych, w co – trzeba to sobie powiedzieć otwarcie – zaangażowane są niektóre kraje UE. Opowiadamy się również za wprowadzeniem podatku cyfrowego, podobnego do tego, z którego w Polsce, pod presją USA, wycofał się niedawno rząd PiS. Wreszcie pomyśleć warto nad przeniesieniem wpływów z handlu pozwoleniami na emisję CO2 z budżetów krajowych na unijny i przeznaczyć je na europejską transformację energetyczną. Wzmocni to w sposób rzeczywisty europejski „New green deal” i ukróci finansowanie przez poszczególne kraje innych celów niż ekologiczne.
Kompromis Charlesa Michela oprócz Sassoliego - z innych powodów – krytykują też „płatnicy netto” unijnego budżetu: Austria, Holandia, Szwecja i Dania, czyli tzw. „oszczędna czwórka”.
Dla nas propozycja Michela jest sprzeczna z unijnymi ambicjami dotyczącymi trzech priorytetów: klimatu, cyfryzacji i geopolitycznych założeń wspólnoty.
„Oszczędna czwórka” sugeruje natomiast skupienie się na innowacyjności, konkurencyjności unijnych gospodarek, walki ze zmianami klimatu, dbaniu o bezpieczeństwo i kontynuowaniu uszczelniania unijnych granic. Dodatkowo „oszczędna czwórka” domaga się przeznaczania 25 proc. na klimat oraz powiązania przekazywania środków ze stanem praworządności w krajach członkowskich.
Są i inne sprzeczności – Polska, Węgry oraz 15 pozostałych państw tworzących tzw. Grupę Przyjaciół Spójności podkreślają, że cięcia w polityce spójności – np. Polska w ramach nowej perspektywy na lata 2021-2027 dostałaby o 23 proc. mniej niż w latach 2014-2020 - są niedopuszczalne z punktu widzenia wyrównywania zaniedbań rozwojowych.
Projekt Michela przewiduje też kwoty przeznaczone na Wspólną Politykę Rolną, które ciągle nie oznaczają wyrównania dopłat dla rolników w UE, a to, jak wiadomo, jest sztandarowym zobowiązaniem wyborczym PiS i głównym zadaniem polskiego komisarza do spraw rolnych.
David Sassoli wygłaszając krytykę „planu Michela”, przypomniał tym samym szefowej KE – Ursuli von der Leyen - priorytety parlamentarnej większości, które zobowiązała się realizować. To był przecież warunek zaakceptowania jej kandydatury. Przypominać ciągle warto, że tę większość tworzą EPL (Europejska Partia Ludowa, do której należy PO), S&D (czyli nasza grupa parlamentarna), Renew Europe (zwana też popularnie „liberałami Macrona”) i Zieloni. W ostatecznym rachunku wszelkie uzgodnienia na forum Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, muszą uzyskać placet PE, czyli tej właśnie większości. Przy okazji warto pamiętać, zwłaszcza w obliczu nieco mocarstwowo brzmiących wypowiedzi premiera rządu RP, że ugrupowanie, do którego należy PiS, jest dopiero szóstą co do wielkości siłą polityczną i w PE, który po Brexicie liczy 705 posłów, ma ich zaledwie 62.
Ich znaczenie w rozpoczętej grze budżetowej, która będzie trudna, chwilami twarda i na pewno potrwa jeszcze kilka miesięcy, będzie więc niewielkie, jeśli nie żadne.
Liczyć się za to będzie stanowisko Polski, jako piątego co do wielkości kraju Unii. Zbyt mocnych kart w ręku nie mamy. Naszą polityczną pozycję niewątpliwie osłabiły wojny PiS z instytucjami UE, zwłaszcza trwająca długo i toczona w sposób chwilami dla nas mało chwalebny, wojna o przestrzeganie praworządności. Łatwo więc nie będzie.
Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD