Z powodu ograniczeń dotykających światową i europejską gospodarkę wiele firm stanęło w obliczu bankructwa. Rządy państw Unii podejmują więc szybkie i zdecydowane działania, by pomóc swoim przedsiębiorstwom i przedsiębiorcom, bo bez tego nie przetrwają i miliony ludzi stracą pracę.
Niemcy zapowiedzieli, że udzielą wsparcia swoim firmom „na nieograniczoną skalę”. Rząd wyasygnował na ten cel 550 mld. Euro! „Żadne zdrowe przedsiębiorstwo nie może zbankrutować ze względu na koronawirusa, podobnie jak nie może zostać zlikwidowane żadne miejsce pracy”, mówią nad Renem.
Francja przeznacza na wsparcie swych firm 45 mld Euro. Władze francuskie odraczają podatek dochodowy dla osób prawnych i obciążenia socjalne – marcowe i kwietniowe – szacowane na 32 mld. Euro. Utworzony będzie fundusz solidarnościowy dla małych przedsiębiorstw i osób samozatrudnionych, którzy między marcem 2019 i marcem 2020 stracili 70 proc. swoich dochodów.
W Europie podejmuje się dziesiątki innych kroków mających ochronić pracowników i pracodawców. Przy okazji my także po raz kolejny przekonujemy się, jak wielką korzyścią dla Polski jest przynależność do Unii. Komisja Europejska ogłosiła, że uruchamia specjalny fundusz na pomoc dla gospodarek i przedsiębiorców krajów członkowskich. Dla Polski przypada z tej puli 7,4 mld. Euro, co po obecnym kursie oznacza 35 miliardów zł! To są pieniądze bezzwrotne, do wzięcia od ręki, wedle bardzo wyrozumiałych kryteriów – trzeba tylko uzasadnić, że użyte będą na walkę ze skutkami epidemii. Niestety, jak powiedział dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, amb. Marek Prawda, dotąd żadnego wniosku w tej sprawie z Polski nie ma. To naprawdę nie jest „wyimaginowana wspólnota” i to naprawdę nie są wyimaginowane, tylko jak najbardziej realne pieniądze.
Jak ich użyć? Podpowiadam: ułatwmy dzięki nim przeżycie na przykład firmom przewozowym – autobusowym, kolejowym, także pracownikom LOT-u.
Szczególnej uwagi wymagają międzynarodowi przewoźnicy osób. Z wielkim trudem wywalczyli sobie miejsce na bardzo konkurencyjnym rynku. Jeśli z niego wypadną – raczej już nie wrócą. A przynajmniej będzie to bardzo trudne. Nasze firmy przewozowe, choć imponują taborem, to jednak finansowo mocne nie są. Kredyty, koszty stałe, pozwalają utrzymać się na powierzchni, konkurować, ale to jest bardzo krucha stabilizacja. To z kolei powoduje zatrudnianie pracowników na umowach śmieciowych. Przymusowy postój uderza więc finansowo w firmy, ale pracownikom praktycznie z dnia na dzień odbiera środki do życia.
W strachu żyją załogi LOT-owskie, bardzo przecież narażone na kontakt z osobami zarażonymi koronawirusem. Jeśli przytrafi im się taki przypadek, automatycznie wypadną z grafików, a może nawet z pracy. Przecież, gdy samoloty są uziemione, to nie zarabiają, jak nie zarabiają, to przewoźnik tnie koszty – zwalniając personel.
Osobna kwestia, to turystyka i hotelarstwo. Słyszymy zapowiedzi władz obiecujące odroczenia spłat kredytów, odsetek, podatków lokalnych. Jestem przekonany, że także w tym obszarze można skorzystać z pieniędzy europejskich. Jeśli pandemia skończyłaby się w maju-czerwcu, ta branża mogłaby jeszcze uratować sezon. Trzeba jej w tym pomóc.
W ogóle mam przekonanie, że trzeba działać szybko, ale w sposób skoordynowany. Na szczeblu rządowym powinien powstać plan działań wobec poszczególnych branż, uwzględniający ich różną podatność na kryzys, możliwości finansowe państwa, a także możliwości, jakie stwarza Unia.
Niestety czas ucieka, a takiego skoordynowanego planu nie widzę. Już miał być, ale ze względu na zakażenie jednego z ministrów, ani Rada Gabinetowa nie mogła się odbyć, ani Rada Ministrów. Ministrowie, którzy mieli kontakt z chorym kolegą poddali się testowi na koronawirusa i czekają na wyniki, a to, co oczywiste, opóźnia wprowadzenie pakietu ratunkowego dla firm.
Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD