Znowu usłyszeliśmy, że Unia nie dała jeszcze ani jednego centa z obiecywanej pomocy na walkę z koronawirusem – i to akurat w momencie, gdy Unia podjęła decyzję w tej sprawie, a Parlament Europejski już ją uchwalił.
Celem europejskiej inicjatywy jest jak najszybsze przekazanie 37 mld EUR obywatelom, regionom i krajom najbardziej dotkniętym przez pandemię. Środki te zostaną skierowane do systemów opieki zdrowotnej, do małych i średnich przedsiębiorstw, rynków pracy i innych wrażliwych części gospodarek państw członkowskich. Wniosek został przyjęty niemal jednogłośnie.
Tymczasem w Polsce trwają spory na temat słynnej „tarczy antykryzysowej”. Jak zapowiada rząd, ma ona wynieść 212 mld. zł. 7.4 mld. Euro dla Polski z UE, to prawie 16 proc. rządowej „tarczy”.
Premier twierdzi, że jeszcze ani jeden cent z tej pomocy do Polski nie dotarł. Jednak (o ile mogę się domyślać), gdy rząd swoją pomoc też już uruchomi, to i on nie wystawi raczej worka z pieniędzmi i nie powie – bierzcie, ile kto chce. Trzeba będzie o te pieniądze wystąpić z wnioskiem, wskazać cel, na jaki będą przeznaczone, uzasadnić – słowem przejść drogę biurokratyczną. Słuchając sejmowej dyskusji, domyślam się, że może to być droga długa i uciążliwa. Tymczasem Unia już maksymalnie poluzowała procedury – wystarczy wskazać, że pomoc przeznaczona jest na walkę ze skutkami zarazy. Jak na razie nie słyszałem o żadnym wniosku ze strony Polski. Może więc zamiast narzekać, coś w tej sprawie zrobić?
Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany